Lady Django

Podziel się

Specyficzna jak kino Quentina Tarantino. Można by rzec, że nie dla każdego. Bez skrępowania mówi o sobie, że na parkurach to za specjalnie jej nie szło, a nauka powtarzanego przez lata programu ujeżdżeniowego jest dużo łatwiejsza. Tylko czy faktycznie w konkurencji, w której aż tyle jest elementu oceny uznaniowej wypracowana powtarzalność to jedyny miernik sukcesu? Jeździ, trenuje, naucza i chyba całkiem nieźle się przy tym bawi. Ilona Janas.

Trudno znaleźć w Googlach informacje o Ilonie Janas. Właściwie królują wyłącznie archiwalne doniesienia o Twoich sukcesach. Kim jest Ilona Janas i skąd się wzięła w świecie dresażu?

Ilona Janas: Przede wszystkim jestem matką dwójki wspaniałych dzieciaków: Joli i Wiktora. To dzięki nim czuję się spełniona, mam do kogo wracać i dla kogo żyć! To właśnie dzięki nim miałam siłę przetrwać wiele nieprzyjemnych sytuacji częstych w naszym specyficznym środowisku dresażowym. Zawodowo jestem trenerem niezwykle utalentowanych zawodniczek zarówno nieletnich, jak i pełnoletnich! Praca z nimi daje mi prawdziwą satysfakcję i wielkiego kopa – czyli motywację :) Ilona Janas to także zawodniczka… całkiem niezła ;) myślę. Zaczynałam od dyscypliny skoków, ale z powodu braku orientacji na parkurze (ha, ha), postanowiłam przekwalifikować się na ujeżdżenie. Jak wiemy, w ujeżdżeniu te same programy jeździmy przez lata – łatwiej zapamiętać i nie zgubić na czworoboku.

Od czego i kiedy zaczęła się Twoja kariera sportowa – co było takim punktem przełomowym?

I.J.: Przygoda ze sportem (czy to kariera, to nie wiem) rozpoczęła się od współpracy z Panią Trener Wandą Wąsowską w Klubie Jeździeckim Damazy. To właśnie ona zaszczepiła we mnie bakcyla dresażu i pokazała, że nie jest to nudna dyscyplina. Za pierwszy przełom jeździecki w mojej karierze jest odpowiedzialna moja nieoceniona trenerka Galina Zotova (wielokrotna mistrzyni Białorusi), a za drugi przełom (tak właśnie!!) Andreas Helgstrand, który uświadomił mi, ile jeszcze pracy przede mną!

Gdzie widzisz siebie za kilka lat – jakie cele sportowe zawodowe na najbliższe tygodnie/miesiące?

I.J.: Gdzie będę?!… Życie pokaże.  Myślę, że w karierze sportowca ważne jest, żeby ze sceny zejść w odpowiednim momencie, bez przekroczenia tej cienkiej granicy, za która pojawia się tylko niesmak i śmieszność! A plany? Hmm…. Liczę, że uda mi się na tyle zgrać z moim nowym koniem Zi-Zi Top, żeby wystartować w konkursach na poziomie GP. Mam także w treningu utalentowane młode konie, z którymi wiąże duże nadzieje i liczę na udział w Mistrzostwach Świata Młodych Koni. Byłoby wspaniale!

Nie przypadkiem mówi się o Tobie Lady Django – z umiłowania do pewnego konia, którego dziś już nie trenujesz.

I.J.: Lord Django to koń, na którym odniosłam największe sukcesy jeździeckie! Wszystkie nasze osiągnięcia, nie byłyby możliwe bez wspaniałej ekipy (żywieniowcy, weterynarze, kowal, saddlefiterzy i sponsorzy), która we mnie nieustannie wierzyła i wspierała nawet w bardzo trudnych momentach! Baryła (Lord Django) dosłownie odmienił moje życie, zarówno zawodowe jak i finansowe! Nauczył mnie cierpliwości, mądrości, a przede wszystkim pokory! Sprzedaż baryły była najtrudniejszą decyzją w moim życiu. Musiałam wybrać między marzeniami sportowymi, a rodziną i przyszłością moich dzieci. Wybrałam dzieci! I NIE ŻAŁUJĘ! Lord Django trafił do wspaniałej szwedzkiej zawodniczki Tinne Wilhelmson Silfven, która jest bardzo doświadczonym sportowcem. Z przyjemnością śledzę ich starty i mocno trzymam kciuki, żeby Tinne spełniła marzenia moje i Lorda Django o starcie na Igrzyskach Olimpijskich.

Co przynosi więcej satysfakcji – trening własny, sukcesy i porażki czy trening młodych zawodników/młodych koni?

I.J.: Bycie równocześnie zawodnikiem i trenerem to tak, jakbym uprawiała dwie dyscypliny sportowe. To trochę tak jakby mieć ciastko i zjeść ciastko. :) Jako zawodnik osiągnęłam (moim zdaniem) bardzo dużo, ale jako trener zostałam multimedalistką. Od lat mam przyjemność pracować ze wspaniałymi ludźmi. Teraz trenuję wielokrotne medalistki Mistrzostw Polski, uczestniczki Mistrzostw Europy – Zosię Baran, Aurelię von Mauberg i Natalkę Platę! Kocham trenować! Jest to ogromne wyzwanie, przynajmniej dla mnie, i naprawdę olbrzymia odpowiedzialność! Najtrudniejsze w byciu trenerem jest to, żeby nie pozwolić sobie na podawanie uczniom gotowych rozwiązań (co jest najłatwiejsze), ale żeby zmobilizować ich do szukania własnych!

Ile razy dotychczas wygrywałaś ranking CAVALIADY Dressage CUP (teraz Tour)?

I.J.: Jeżeli policzymy zwycięstwa mojej wspaniałej przyjaciółki (którą mam możliwość trenować) Gabrysi Jaworskiej i mojej uczennicy Emilki Jach oraz dodamy do tego moje mizerne Zwycięstwo (ha, ha) – to wygrałam CAVALIADA Tour najwięcej ze wszystkich i jeszcze długo nikt tego rekordu nie pobije!

Jakie są dla Ciebie Twoje najważniejsze osiągnięcia sportowe dotychczas? A jakie jest wymarzone a jeszcze nierealizowane – medal/tytuł/puchar? Jaką spuściznę sportową chciałabyś po sobie zostawić?

I.J.: Najwięcej emocji i radości przyniosło mi zwycięstwo w konkursie Stallion of The Year’ 2018 – który był rozgrywany podczas Mistrzostw Świata Młodych Koni w holenderskim Ermelo. Do sukcesów mogę zaliczyć medale Pucharu Polski, które zdobyłam na różnych koniach: brąz i oczywiście złoto na Django, brąz na Soplicy i srebro na Arribie Z. Wspaniale wspominam również wielokrotne zwycięstwa na arenie międzynarodowej. Musze się przyznać, że wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego na dekoracjach dało mi ogromną satysfakcję. A marzenia? Jest ich wiele, ale cicho-sza! Nie zapeszajmy.

Dlaczego Twoim zdaniem na tle innych konkurencji dresaż bywa deprecjonowany, postrzegany jako nudny, nie widowiskowy i bardzo specyficzny?

I.J.: Ale jak to? Dresaż wzbudza wiele emocji przecież! Co prawda są to emocje u samych zawodników, trenerów i pozostałych Przyjaciół Królika (ha,ha), ale niestety nie u publiczności… A tak na poważnie: żeby z zainteresowaniem oglądać konkursy ujeżdżenia należy znać i rozumieć specyfikę dyscypliny. Jeżeli widz nie posiada takiej wiedzy, ma prawo się nudzić. A do tego powinien jeszcze siedzieć cicho i się nie ruszać! Kto to wytrzyma?

No właśnie kto? Co więc by się w Polsce musiało zmienić, by na przeciętne zawody dresażowe przychodziła publiczność? (Na CAVALIADZIE bywa, ale jeszcze nie w takim zakresie jak np. przy konkurencjach skokowych)

Przede wszystkim powinno zmienić się nastawienie zawodników dresażowych do publiczności! Nie można zabraniać widowni okazywania emocji. Tak długo jak będziemy to robić, nie możemy liczyć na pełne trybuny! Ja ze swojej strony staram się dbać o naszą (zwłaszcza CAVALIADOWĄ) publiczność i obiecuję tego nie zmieniać.!